29.8.08

Retrospekcja: Open'er Festival

Tak, wiem, Open'er Festival był blisko 2 miesiące temu a ja dopiero teraz wrzucam foty? A to dlatego, że słońce tak pieknie świeciło, że nie miałam serca fotografować tak mało letnich strojów. A mało letnich dlatego, że klasyką już jest, że na gdyńskim lotnisku jest nieprzeciętnie wręcz zimno kiedy tylko zajdzie słońce.
W tym roku nie przydały mi się kalosze (których tak bardzo brakowało w zeszłym), jednak kiedy teraz wyglądam za okno to cieszę się że je zanabyłam.
Bo już mnie ciągnie na grzyby.
Opener

Co mam na sobie:
Kalosze - HD
Pałatka - Demobil/ mojego mężczyzny
Sukienka w kwiaty - C&A
Afrykańska Tunika - Stradivarius
Spodnie - H&M
Japonki - New Yorker
T-bary - Milla
Żółta bluzka - Orsay
Legginsy - Intimissi
Wiązanie chusty według instrukcji BagLadyShop

21.8.08

WednesDay & Night

W środowy wieczór wybraliśmy się do Parku Sowińskiego na koncert islandzkiego zespołu Sigur Ros. Rozpływam się za każdym razem kiedy ich słucham. Ta dziwna muzyka o leniwie erotycznej nucie powoduje że rozluźniają mi się mięśnie, na twarzy pojawia się delikatny uśmiech, a jedyne o czym marzę to by położyć się na plecach i z zamkniętymi oczami chłonąć przechodzące przeze mnie fale dźwięku.
Dla mnie jest niesamowite w jaki sposób wokalista używa głosu jako kolejnego instrumentu - śpiewane przez niego teksty są zbitkiem języka islandzkiego i staronorweskiego i nie mają wielkiego sensu - ich zestawienie to kombinacja dźwięków idealnie dopasowująca się do reszty instrumentów. A dopasowuje się zwłaszcza do nietypowej gitary elektrycznej na której wokalista gra... smyczkiem.
Muszę przyznać, że jeden z najbardziej przenikliwych dźwięków jakie znam, w dobrym tego słowa znaczeniu.
Ich muzyka zachipnotyzowała i rozkołysałam liczną publiczność wypełniającą ławki oraz płytę parkowego amfiteatru. I kiedy patrzyłam po rozluźnionych twarzach o zamkniętych oczach przez myśl mi przeszło: czy zasypianie publiczności na koncertach Sigur Ros uznaje za komplement czy obelgę?


Dziś dwa zestawy - dzienny i wieczorny. Dziś po raz pierwszy testowałam zakładanie wąskiego paska na T-shirt i to jeszcze do spódnicy. Zainspirowała mnie do tego Podszewka i chyba będę takie zestawy stosować częściej. Czerwona torba to jeden z tych elementów garderoby, z którym praktycznie nie mogę się rozstać i na codzień noszę ją absolutnie zawsze i prawie do wszystkiego.
Wieczorny strój może nie jest niczym odkrywczym, ale ubrałam się ciepło (bo wieczorne chłodki już doskwierają) i wygodnie tak by nic nie zakłucało mi relaksacyjnego chłonięcia muzyki. Ciemna torba to świeży wynik zaglądania na Decobazar. Wyglądająca niczym mały tornister, w przednich kieszonkach ma nawet miejsce na długopisy. I fakt, że nie jest ze skóry kompletnie nie odbera jej uroku.

Wednesday&Night
A dziś na sobie miałam:
w dzień:
Biała Spódnica - Camaieu
Zielony T-shirt - Marks&Spencer/sh
Czerwona Torba - Witchen
Pasek, kolczyki - zwykły lokalny sklep
Białe Peeptoe - Lewski/zwykły lokalny sklep

wieczorem:
Spodnie - sh
szary swetr - H&M
Buty - Reebok
Torba - vintage/Dekobazaar

I na deser - Sigur Ros


19.8.08

Happy Birthday Dear Coco

Północ minęła więc można zacząć świetować urodziny.
Dzisiejsza solenizantka - Coco Chanel.
Nieźle się trzyma jak na 125-letnią dyktatorkę mody, która pamiętnego roku 1926-tego stworzyła nieśmiertelną małą czarną.

LBD, czyli Little Black Dress, zmieniała się od tamtej chwili z każdą dekadą, jednak nadal dla wszystkich kobiet jest absolutnym szafowym must have.

Przyłączając się do akcji "kryptonim: mała czarna" zainicjowaną na Banana Blox prezentuję więc moją niezastąpioną.

Udało mi się ją upolować dopiero na stycznionych wyprzedażach w tym roku i zapałałam do niej miłością wielką (zwłaszcza, że jest o 2 rozmiary mniejsza niż większość moich rzeczy a leży jak ulał). Zachwyciła mnie też faktem, że mimo kroju rodem z lat 50-tych, w projekcie znalazło się miejsce z przodu na dwie urocze kieszenie schowane za plisami.
Aby było trochę wiekowo do zestawu dołączyłam srebrne kolczyki po mamie, starsze niż ja, oraz srebrną bronsoletę kupioną w sklepie z antykami w Chorwacji. Dla przełamania spokojnego biegu historii dorzuciłam czarny skórzano-metalowy pas upolowany zaledwie tydzień temu w ciucholandzie.

LBD

LBD details

na sobie mam:
Sukienka - Reserved/Sale
Buty - 5th Avenue/Deichman
Pas - SH
Kolczyki - po mamie
Bronsolety - sklep z antykami w Chorwacji, India Shop

15.8.08

Musztarda po obiedzie

Pogoda jest po prostu beznadziejna, więc nie ma absolutnie szans na robienie zdjęć na zewnątrz.
A więc pozostają jako tło nasze nie do końca wymalowane ściany, jeszcze bez mebli...
Kolor żółty chodzi za mną już od dłuższego czasu. Mam go na spódnicach, bronsoletkach i kolczykach, bluzkach oraz ścianach mieszkania. Ostatnio, zainspirowana kreacją Piksi, zanabyłam w zwykłym blaszakowym sklepiku musztardowy przykrótki sweterek. Zachwycił mnie w nim nie tylko kolor, ale również włóczka z dodatkiem kaszmiru... aż przyjemniej się wtulić w kaszmirowy kaptur kiedy powiewają pierwsze jesienne wiatry.
Poniżej zestawiłam go ze spodniami H&M upolowanymi jakiś czas temu w SH, uwielbiam je za śmieszne zapięcie bez suwaka, jak to określa M. "na pieluchę". Przyznam się bez bicia, nie wiem jak takie zapięcie się nazywa, mnie kojarzy się z męskimi kreacjami z XVIII-wiecznej Anglii rodem z "Dumy i Uprzedzenia".

na sobie mam:
Musztardowy swetr - zwykły sklep
Spodnie - H&M/SH
T-shirt - New Yorker
Buty - 5th Avenue/Daichman

PS: i coś mi się widzi, że musztarda to jeden z kolorów tej jesieni... pojawił się również na Aifowym blogu.

10.8.08

Lato chyli się ku końcowi

Już to czuć, że lato ma się ku końcowi. Za dnia, kiedy słońce schowa się na chwilę za chmurami swetr na ramionach staje się coraz badziej przydatny. Wieczorem jest już niezbędny.
Ale póki jeszcze słońce choć odrobinę grzeje, będę jeszcze nosić letnie spódnice, bluzki bez rękawów i pomykać ulicami w ukochanych japonkach.
na sobie mam:
spódnica - sh
podkoszulek - New Yorkera
torebka - Noa Noa/sh
okulary - H&M
kolczyki, pasek, bronsoleta - bazarek


Przy robieniu zdjęć dzielnie asystowała i przeszkadzała Kocina zwana Miałczysławą


6.8.08

Przejście dla Pieszych

No wiedziałam, że tak będzie. Przeprowadziłam się i teraz znalezienie czegokolwiek sensownego do założenia w nowej szafie graniczy z cudem.
Dlatego na razie nic sensownego i wartego pokazania nie noszę.
Za to uczę się nosić ze sobą aparat.
Ostatnio zabrałam go ze sobą na niedzielny obiad na Nowym Mieście, do lokalu o wdzięcznej nazwie Przejście dla Pieszych.

Lokal bardziej na drinka niż na drinka niż na obiad. I przy okazji wpadłam na pomysł, coby wzbogacać gastronautowe recenzje o zdjęcia tutaj, tak by poza opisem można było zaobserwować "estetyczny aspekt podawanego posiłku".
Z czasem może zacznę dodawać zdjęcia samych lokali, choć z tego co wiem, niektórzy restauratorzy miewają problem z dzieleniem się wystrojem.

oto grillowane polędwiczki z kopytkami w sosie kurkowym
a tu sola z ryżem pod mozarellą

Jak już mówiłam, zdecydowanie lepiej wybrać się na drinki - a więc doskonałe Mojito:



Ale żeby nie było tak całkowicie bezciuchowo.
Siedząc na zebrowanym parapiecie lokalu wyglądałam przez okno i bawiłam się robiąc zdjęcia w stylu paparazzi przechodzącym ludziom.
Oto dwa warte, w moim mniemaniu, "zawieszenia oka":

"Mamuśka" uwiodła mnie cudownym warstwowym ułożeniem tuniki i spódnicy bombki. Z kolei maluteńka czarna torebka na łańcuszku jej koleżanki nadaje jej prostemu zestawowi posmaku elegancji.

Tutaj może nic szczególnego nie ma w stroju tej pary, ale spodobało mi się ich niewymuszone zgranie kolorystyczne jego zielonej koszulki i zielono-brązowego wzoru na jej topie. I szkoda, że na zdjęciu nie widać jej torebki. Piękna, duża, w musztardowym kolorze...