24.1.10

Slavata na Bulgaria

Ostatnich parę miesięcy to służbowe kursowanie na trasie Warszawa-Sofia-Warszawa-Praga-Warszawa-Sofia-Warszawa-Sofia-Warszawa....
Lotnisko Chopina znam na pamięć.
Lotnisko w Sofii też.
Panie w hotelu już mnie rozpoznają...jak zaczną się ze mną żegnać w piątek słowami "see you on Monday" to zacznę zabijać.
A na razie opanowuję magiczne techniki zarządzania czasem.
Bo przy prowadzeniu projektu na sen ledwo starcza czasu, a co dopiero na prowadzenie bloga...
Pocieszę się, że jeszcze tylko 14 miesięcy...

Choć Sofia nie należy do specjalnie urokliwych miejsc ma jedną podstawową zaletę - jest w niej zdecydowanie cieplej niż w domu. Jednak brak tam fotografa. Dlatego dziś w tempie wręcz ekspresowym, przy radosnych -13 stopniach z bólem zdjęłam płaszcz i pokazuję oto zestaw zwany przez Lubego "kozackim".
Ciągnie w stepy szerokie....

Kozak
Spodnie/Trousers - India Shop
T-shirt - H&M
Kamizelka/Vest - C&A %
Buty/Shoes - CCC %
Pasek/Belt - SH
Czapa - Vero Moda
Płaszcz/Coat - Reserved
Torebka/Bag - Promod


Last few months I've spend on business trips on route Warsaw-Sofia-Warsaw-Prague-Warsaw-Sofia-Warsaw-Sofia...
Chopin's Airport I know by heart.
Sofia's Airport as well...
Ladies on the front desk in hotel already recognize me...the moment they will say goodbye with words "See you on monday" I will start the kill.
For the time beeing I'm learning the magic skills of time management.
After leading the project there's hardly any time for sleep, not to mention taking care of the blog...
Only 14 months to go...

Sofia is not the nicest place in the world. but it has one particular advantage - i's much warmer than home. But there's no photograph. With todays -13 degrees I was in the hurry to take off the coat and take those pictures of outfit called by my boyfriend "Cossask's".

It draws me in the wide prairies...