Po pierwsze pod względem graficznym - dla każdej z nas estetyka jest kwestią kluczową. Robimy sobie kilkanaście do kilkudziesięciu zdjęć aby zrobić to doskonałe. Albo jedziemy kilka kilometrów za miasto o bladym zimnym świcie, bo wtedy są najlepsze warunki do zdjęć. Albo poświęcamy godzinę za godziną na korektę światła, kontrastu i nasycenia barw siedząc nad photoshopem. Wybierzcie sobie cokolwiek z powyższych - efekt końcowy jest wynikiem mniejszego lub większego wysiłku. Kiedy obejrzałam prezentację zdjęcia nachodzące na tekst, czcionka bez polskich liter z doklejanymi Ś, Ć i Ź z innej czcionki, neonowa kolorystyka tła po prostu krzyczą brakiem zaangażowania. Strona graficzna prezentacji jest równie ważna niż jej treść. A czasem ważniejsza.
Po drugie dziewczęta rozczarowały mnie pod kwestią redaktorską - wszystkie cytaty pojawiające się w prezentacji są zdaniami wyjętymi z naszych konwersacji. I całkowicie wyjętymi z kontekstu, bez jakiejkolwiek korekty edytorskiej. Niektóre zdania brzmią wręcz idiotycznie, kiedy nie są z nich wycięte wtrącenia.
Trzecie rozczarowanie przyszło z wnioskami - a dokładniej z ich brakiem. Koleżanki poświęciły sporo czasu na opisywanie poszczególnych aspektów "życia" szafiarki, ale absolutnie nie pokusiły się o postawienie hipotezy odnośnie zjawiska szafiarstwa, którą mogłyby potwierdzić albo obalić. Po prostu opisały mały ułamek zjawiska.
A to przecież robi każda z nas codziennie.
A więc powiem jedno. Spotkanie było super. Super było porozmawiać z osobami, które oglądało się do tej pory na ekranie monitora. Chętnie spotkałabym się jeszcze nie raz. Ale za taką pracę socjolożki dostałyby u mnie pałę.
właśnie zaczytuję się w ulotkę? autorstwa wspomnianych socjolożek, porażająca polszczyzna, dziwna składnia... dość trudno się zorientować jaki był cel 'badania' (jeśli jakiś był) i jakie są z niego wnioski... czy może tylko się czepiam? ale świetnie, że się spotkałyście i poznałyście! więc generalnie było warto! :0) pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńwłasnie przeczytałam ta ulotke - "dzieciate i inne"...dziwnie brzmią niektóre zdania i kolory tła rażą, ale psotkanie i tak fajna rzecz;)
OdpowiedzUsuń;*
Sama w momencie, w którym przeczytałam u którejś z dziewczyn na blogu o tej inicjatywie warszawskich socjolożek, byłam ciekawa co z tego wyniknie. Rozpracowywałam sobie już w głowie, do jakich teorii mogą się odwołać i czy mają jakiś zamysł i tezę, która całemu projektowi będzie towarzyszyć. Bo sama jestem socjolożką, więc stąd ta ciekawość ;) No i wyszło z tego coś przykrego szczerze powiedziawszy. To nawet nie jest rzetelny opis całego zjawiska szafiarstwa. :] Po pierwsze przydałoby się zbadać genezę, czyli "skąd to właściwie przyszło?" - pytanie tyle banalne co dobre na początek ;) Po drugie kiedy pojawiło się szafiarstwo w indywidualnych biografiach każdej z uczestniczek. Co to znaczy dla każdej z nich. No i wychwycić pewne prawidłowości, powtarzające się wzorce. Potem zastanowić się, jak to jest właściwie z tą indywidualizacją i ponowoczesną dyktaturą indywidualizacji nawet - jakie jest zdanie szafiarek na ten temat? Oczywiście nie atakuje się biednych badanych takimi hasłami, to wymagałoby rozpracowania. ;) Generalnie - myślałam,że będzie ciekawie, ale nie wyszło :P To już właśnie szafiarki piszą same o sobie ciekawiej, bez socjologicznego wykształcenia. Chociaż są i takie, które prowadzą szafę i studiują socjologię, więc w nich nadzieja. :) Pozdrawiam serdecznie, Ela
OdpowiedzUsuńRozumiem twoje rozczarowanie!
OdpowiedzUsuńTo co pokałazałam jest fragmentem większej prezentacji, ale pokazuje jej ogólny poziom.
OdpowiedzUsuńNiski poziom.
Godzilla, Lilustyle - dziwna polszczyzna to wynik wyjmowania naszych zdań kompletnie z kontekstu.
Ela - z socjologią miałam bardzo mało do czynienia na studiach, ale wystarczająco dużo by mieć oczekiwania czegoś nowego od tego spotkania. Niestety zawiodłam się sromotnie.
Ech... W 9 przypadkach na 10, kiedy ktoś niesiedzący w temacie bierze się za pisanie o szafiarkach, wychodzi z tego groch z kapustą. Żeby powstał naprawdę fajny, rzetelny artykuł na ten temat, to chyba same byśmy się musiały za to wziąć :)
OdpowiedzUsuńW tej prezentacji wystarczy przeczytać początek: "szafiarki (nazywane też zakonem szafy)" i już wszystko człowiekowi opada. Ten nieszczęsny "zakon szafy" to określenie żywcem wzięte z innej strony, założonej przez kogoś, kto nie ma zielonego pojęcia o całym zjawisku (a w dodatku pisze "moher" przez "ch").
Bardzo mi przykro... Ja także spodziewałam się czegoś znacznie ciekawszego po Waszym spotkaniu... Ale ale, jak można być rzetelnym badaczem po jednym spotkaniu z badaną grupą? Całkowicie zgadzam się z Elą: trzeba mieć jakieś podstawy aby móc pisać o nowych społecznych zjawiskach... Szkoda... Dobrze, że same Szafiarki dobrze wiedzą, kim są ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Mysle ze w tym wszystkim racje ma Ryfka. Same bloggerki musialyby napisac tekst o sobie, aby byl naprawde rzetelny, ciekawy, okraszony piekna grafika i zdjeciami. Czy to byly studentki UW? Jesli tak to poziom naprawde ponizej oczekiwan.
OdpowiedzUsuńDoll of Porcelain: Tak, to są studentki z UW. I ja również w pełnej rozciągłości zgadzam się z Ryfką - takie przedstawienie zjawiska szafy to tylko lizanie cukierka przez papierek, więc nic z tego nie wynikło.
OdpowiedzUsuńCzulam, ze Cie nosi po zapoznaniu sie z ta prezentacja. Przykre to, bo dziewczyny byly bardzo mile. Ale rzeczywiscie wynik ich badania nie zasluguje na dobra ocene. Ale plus jest wlasnie taki, ze sie spotkalysmy.
OdpowiedzUsuńhmm... chyba cos w tym jest.. A moze wynika to z lenistwa...
OdpowiedzUsuńA co do Twojego pytania to na studia wywialo mnie do Białegostoku- wydział prawa, 2 rok... teraz zbliza sie sesja... Wiec nie mam za duzo czasu na prowadzenie bloga... Chociaz powinna to byc przyjemnosc a nie obowiazek i tak tez to traktuje, ale nowe fotki juz niebawem:)
A więc intuicja znowu mnie nie zawiodła. Nie miałam wtedy czasu pójść na spotkanie ze studentkami, nawet trochę żałowałam... ale wyraźnie czułam, że nie wyjdzie z tego nic dobrego. No i proszę.
OdpowiedzUsuńA o spotkaniu w Krakowie pisano nawet na blogach za granicą... Coś Warszawa nie ma szczęścia! Tfu tfu.